Ciepły kocyk... Cisza. Spokój. Sofa. Zielona herbatka i o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny… Bzdura! Herbatkę, owszem, popijam, ale z termosu i na stojaka, gdyż dzieje się wiele, a stopień nasilenia owego dziania się wzrasta. Czyli żyjemy z Bułanką na pełnych obrotach, a jedyne życzenia, jakich obecnie potrzebujemy, to: Niech moc będzie z Wami!
W jaki sposób pragniemy wykorzystać te dodatkowe pokłady energii?
Podczas… przeprowadzki. Okazuję się bowiem, że Bahama nie jest już tylko konikiem lądowym, ale także – morskim. Zapewne dla Szanownych Czytaczy mój przekaz jest niejasny, więc spieszę z wyjaśnieniem: przeprowadzamy się do Gdańska, gdzie od października zaczynam bliskie spotkania z kodeksami, czyli studia na UG i konię zabieram ze sobą! :)
Brak odzewu na blogu usprawiedliwiam permanentnym brakiem czasu, gdyż najważniejszymi zadaniami w lipcu były:
dostarczenie dokumentów na uczelnię,
znalezienie mieszkania (jasne, przytulne, z balkonem, pod lasem!),
zarezerwowanie hotelu dla Greaty (stajnia 11km od mojego lokum! W dodatku z halą-marzeniem!)
oraz dokonanie pierwszego zajazdu Nissanem Micrą na WORD…
(co zaowocowało zakupieniem nowej samochodzinki :)
Wszystko zakończone powodzeniem! Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko taplać się w szczęściu i spijać śmietankę sukcesów, tych greatowych i nie tylko… ;)
W tym miejscu Czytelnicy myślą zapewne, iż ta Ałtorka jest niepoprawną optymistką, a nadmiar endorfin bywa szkodliwy… Jednak nie można nie dzielić się radością, gdy świat dookoła emanuje pozytywną energią, a Greata poczyniła kolejne progresy tj. przybieganie do mnie kłusem podczas zabawy w Jo-jo (tak, bułana kulka przestała się toczyć, a zaczęła biegać! Cóż, na razie jest to trucht… ;) oraz nastąpiła poprawa sterowności podczas jazdy na samym savvy stringu. Bahama stała się także bardziej opanowana i odważna w terenie, dzięki czemu opcję jazdy - wypad na rżyska poszerzyłyśmy o dodatkową ofertę jazdy bezogłowiowej tudzież bezkantarkowej.
Nie omieszkam również wspomnieć o postępach, jakie dokonały się podczas warsztatów PNH, na które wybrałyśmy się z Bułaną pod koniec czerwca. Okazało się, że zgłębianie tajników szkoły Pata w nowym środowisku (a nie wyłącznie na własnym podwórku) oraz w wyborowym towarzystwie, a w dodatku z przemiłą instruktorką, jaką jest Kasia Jasińska (2* Parelli Professional) to strzał w dziesiątkę. :)
Najcenniejsze wskazówki, jakich nam udzielono dotyczyły stosowania efektywnej czwartej fazy stanowczości, której dotychczas unikałam oraz stosowania zrozumiałej dla konia mowy ciała (w czym bardzo pomogły zabawy „na sucho” – bez koni ;)
Szczerze przyznaję, że zajęcia z Kasią w pewnym stopniu zmieniły mój stosunek do PNH (zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że transformacji uległ mój szkoleniowy światopogląd, czy raczej „koniopogląd”), a po powrocie z warsztatów jeszcze przez wiele dni analizowałam notatki czy behawioralne końskie casusy ;)
A oto relacja foto:
Kasia prowadzi symulacje zabaw
Podczas warsztatów miałyśmy także indywidualną lekcję ładowania do przyczepy - przez dwie godziny (?) Kasia pracowała z Greatą, która w tym czasie zaprezentowała cały arsenał pomysłów: "Jak nie wejść do środka?, "Jak uciec od pani instruktor z liną między nogami", a także program "Dziki galop po całym padoku".
Bahamka przeżuła = przemyślała sytuację i pod koniec sesji była nieco mniej skłonna do ucieczek, a lekcję zakończyłyśmy z koniem stojącym w otwartym trailerze. Problem spokojnego stania Greaty podczas zamykania trapu został skierowany przez Organ Zarządzający do ponownego rozpatrzenia - oznacza to, iż wakacyjne karmienie w przyczepie (co robiłam podczas pobytu w Borach) jest jednym rozwiązaniem, bowiem tylko wtedy (po codziennym treningu) Buałana jest w stanie stać w przyczepie dłużej niż minutę, co umożliwia zamknięcie trapu.
(Gwoli wyjaśnienia: wcześniej pisałam, iż Houston nie odbiera już komunikatu "Trailer problem", lecz stało się inaczej. Po rocznej przerwie w podróżowaniu przyczepą, Greata, owszem, wchodzi do środka, lecz wychodzi natychmiast, gdy próbuję podnieść trap - i jest to zagadka trudniejsza do rozwiązania niż przypuszczałam....
Kasia i Greata. Przyglądanie się Bahamie, która pracuje z kimś innym było bardzo interesującym doświadczeniem, pozwoliło mi spojrzeć na zachowanie Bułanej obiektywnie i ocenić postępy. (Ach, pękałam z dumy, gdy Greata wykonywała prośby pani instruktor, co pozwoliło mi stwierdzić, iż jak dotąd w sposób (mniej więcej ;) prawidłowy używam mowy ciała i stosuję "parellowskie komendy" :)
O greatingu w wersji showjumping i Game of Contact już w następnym Niecodzienniku!