środa, 29 lutego 2012

Sto lat!

Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!
A kto?

Greata!!!

Moja końska towarzyszka obchodzi dziś dwunaste urodziny.
A ja nie mogę uwierzyć w upływ czasu, choć nieprawdą byłoby twierdzenie, iż nic się nie zmieniło. Jednak odnoszę wrażenie, że powszechnie uznawana koncepcja czasu nie znajduje zastosowania, jeśli opisujemy końsko-ludzkie związki, bowiem w tym przypadku czas płynie wolniej. Wszak, zgodnie ze zjawiskiem dylatacji czasu, obserwatorowi, który jest jednym z układów odniesienia, wydaje się właśnie, iż układ drugi porusza się z mniejszą prędkością… I z tych przesłanek możemy wyprowadzić następujący, bardzo „naciągany” wniosek: nawet szczególna teoria względności Einsteina stworzona została w celu wyjaśnienia fenomenu, jakim jest koegzystencja rodzajów: ludzkiego i equus.

W związku z powyższym, właśnie takim samodzielnym układem odniesienia określić można nasze „stado dwóch”, gdyż minione dziewięć lat wspólnej pracy to tak naprawdę trzy dni:
pierwszy – nieudane próby dogadania się przy niewłaściwym wykorzystaniu klasycznych rozwiązań;
drugi – początki pracy metodami naturalnym (SH, później PNH), budowanie relacji opartych na zasadzie 3L: love, language, leadership;
trzeci – poszukiwanie ostatnich elementów układanki i tworzenie nowych wyrażeń w naszym wspólnym języku (czyli próby jazdy z finezją).

Dziś pragnę ogłosić całemu światu – mój koń jest idealny.
Nie dlatego, że wykonuje perfekcyjne lotne zmiany nogi, piaffy, pasaże, czy kładzie się na komendę – gdyż nie posiada takich umiejętności, lecz nie one są naszym celem.
Czuję, że to, co najważniejsze, osiągnęłyśmy, a mianowicie – zrozumienie. Nie do opisania jest to cudowne uczucie, gdy koń rży (wydając specyficzny rodzaj dźwięku, jakby zarezerwowany na tę okazję), słysząc nasze kroki czy, gdy na padoku staje na podeście i prezentuje cały arsenał sztuczek (z chodami bocznym włącznie), jeśli widzi, że nań patrzymy. 
Takie i podobne greatowe reakcje i zachowania dla postronnych obserwatorów stanowią jedynie dowód na to, iż Greata wie „kto jest źródłem marchewek”, lecz dla mnie to początek mostu prowadzącego na drugą stronę tęczy :)

Pozdrawiam Szanownych Czytaczy

B. Greatowa, 
zawieszona w czasoprzestrzeni między koniem a prawem

wtorek, 6 września 2011

Zdjęcia przedwyjazdowe

 Przeprowadzka zakończona! Odpoczywamy i pracujemy, a ściślej - pracujemy, odpoczywając ;) Rozmowa kwalifikacyjna (w formie czterogodzinnego przejazdu przyczepą do Gdańska) zakończyła się pomyślnie - zostałyśmy z Bahamką zatrudnione w firmie Euforia Company, w dziale Szczęścia, na stanowisku Dystrybutorów Radości.
Dotychczas zajmowałyśmy się promowaniem poruszającej pieśni (pochodzącej z XXI wieku), której tekst obfituje w wyszukane środki stylistyczne, a metaforyczny sens refrenu skłania odbiorcę dzieła do refleksji, a nawet - dociekania prawd egzystencjalnych oraz poszukiwania odpowiedzi na pytania z dziedziny ontologii i metafizyki, a mianowicie: Jak jest?
Majka Jeżowska:
"Na plaży - na plaży fajnie jest.
Na plaży - na plaży fajnie jest.
Na plaży - na plaży fajnie jest.
Na plaży - na plaży fajnie jest."
 ;-)
O poczynaniach Greaty w nowej pracy, awansie i licznych premiach informować będę na biężąco (naprawdę! :)

Zdjęcia przedwyjazdowe:

"fotki z komórki"
Ostatni gliszczowy teren:
 
(tereny otaczające naszą dotychczasową stajnię są pod kątem 90' do podłoża...czyli awangarda w filmowaniu ;-)
Pozdrawiam (Wszystkich Polaków...) ;)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

"P" jak: przygotowania przedwyjazdowe

Ahoj na morzu! W geście powitalnym wywijam właśnie w kierunku Szanownych Czytaczy torbą z Ikei - przeprowadzka trwa, a tu upływają dni i tygodnie w tempie tak zawrotnym , że kartki z kalendarza odrywam całymi plikami... ;-)  
Już za parę dni, za dni parę pożegnamy naszą stajnię... Tak, naszą, gdyż przywiązałam się do Gliszcza, który przez ostatnie trzy lata był moja odskocznią od codzienności i miejscem, w którym zaczęłyśmy robić z Bahamą największe progresy na naturalnej ścieżce. Dlatego niezmiernie brakować mi będzie gliszczowskiego krajobrazu, długiej drogi do lasu, pól dookoła, trawiastego maneżu, ukrytego za płachtą wejścia do dużej siodlarni, metalowych srebrnych silosów, nawet zawiasów drzwi stajni, do których przecież codziennie przyczepiam uwiąz, i wszystkich innych zwykłych rzeczy, które ułatwiały tak trywialne czynności, jak wieszanie liny czy siodła. Przyznaję szczerze, iż popadanie w sentymentalny nastrój jest mi obce, jednak czasami na Zieloną Łączkę wkrada się nostalgia, przywołana przez wspomnienia w postaci pewnych obrazów, a przede wszystkim - dźwięków. "Dźwiękowcem" jestem stuprocentowym, wszak nie każdy potrafi odtworzyć w myślach po kolei wszystkie znane odgłosy, na trzasku zapinanego karabińczyka od kantara numer 7 (niebieskiego w paski - przecież każdy kantar przy zapinaniu dźwięk wydaje inny) skończywszy... ;) Mniemam, iż moje akustyczne dziwactwa (stwierdzam, iż ich liczba zwiększa się proporcjonalnie do liczby świeczek na torcie ;) nie wzbudziły zainteresowania Czytaczy, którzy kierują właśnie kursor myszki w prawy górny róg ekranu monitora...
...i aby temu zapobiec zapodaję nowe focie i ogłaszam co następuje: Greatuś ma się jak pączek w maśle, oliwie, powidłach, w dodatku zasmażką okraszony, czyli wygląda niezwykle puszyście, bynajmniej nie z powodu dodatkowej warstwy sierści. Niestety, Bułanka nie dostrzega jeszcze dodatkowych kilogramów i twierdzi z uporem, że należą one do mnie - stąd natychmiastowe zmęczenie Bahamki podczas ruchu naprzód... ;) Ja jednak nie polemizuję, tylko przechodzę do działania - siodło na koń i mkniemy przed siebie w terenie!
Niebawem zdjęcia z perspektywy Greaty Terenowej, czyli wirtualna wycieczka po naszych szlakach spacerowych.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Warsztaty PNH i wieści uzupełniające

Ciepły kocyk... Cisza. Spokój. Sofa. Zielona herbatka i o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny… Bzdura! Herbatkę, owszem, popijam, ale z termosu i na stojaka, gdyż dzieje się wiele, a stopień nasilenia owego dziania się wzrasta. Czyli żyjemy z Bułanką na pełnych obrotach, a jedyne życzenia, jakich obecnie potrzebujemy, to: Niech moc będzie z Wami!
W jaki sposób pragniemy wykorzystać te dodatkowe pokłady energii?

Podczas… przeprowadzki. Okazuję się bowiem, że Bahama nie jest już tylko konikiem lądowym, ale także – morskim. Zapewne dla Szanownych Czytaczy mój przekaz jest niejasny, więc spieszę z wyjaśnieniem: przeprowadzamy się do Gdańska, gdzie od października zaczynam bliskie spotkania z kodeksami, czyli studia na UG i konię zabieram ze sobą! :)
Brak odzewu na blogu usprawiedliwiam permanentnym brakiem czasu, gdyż najważniejszymi zadaniami w lipcu były:
dostarczenie dokumentów na uczelnię,
znalezienie mieszkania (jasne, przytulne, z balkonem, pod lasem!),
zarezerwowanie hotelu dla Greaty (stajnia 11km od mojego lokum! W dodatku z halą-marzeniem!)
oraz dokonanie pierwszego zajazdu Nissanem Micrą na WORD…
(co zaowocowało zakupieniem nowej samochodzinki :)  
Wszystko zakończone powodzeniem! Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko taplać się w szczęściu i spijać śmietankę sukcesów, tych greatowych i nie tylko… ;)

W tym miejscu Czytelnicy myślą zapewne, iż ta Ałtorka jest niepoprawną optymistką, a nadmiar endorfin bywa szkodliwy… Jednak nie można nie dzielić się radością, gdy świat dookoła emanuje pozytywną energią, a Greata poczyniła kolejne progresy tj. przybieganie do mnie kłusem podczas zabawy w Jo-jo (tak, bułana kulka przestała się toczyć, a zaczęła biegać! Cóż, na razie jest to trucht… ;) oraz nastąpiła poprawa sterowności podczas jazdy na samym savvy stringu. Bahama stała się także bardziej opanowana i odważna w terenie, dzięki czemu opcję jazdy - wypad na rżyska poszerzyłyśmy o dodatkową ofertę jazdy bezogłowiowej tudzież bezkantarkowej.
Nie omieszkam również wspomnieć o postępach, jakie dokonały się podczas warsztatów PNH, na które wybrałyśmy się z Bułaną pod koniec czerwca. Okazało się, że zgłębianie tajników szkoły Pata w nowym środowisku (a nie wyłącznie na własnym podwórku) oraz w wyborowym towarzystwie, a w dodatku z przemiłą instruktorką, jaką jest Kasia Jasińska (2* Parelli Professional) to strzał w dziesiątkę. :)
Najcenniejsze wskazówki, jakich nam udzielono dotyczyły stosowania efektywnej czwartej fazy stanowczości, której dotychczas unikałam oraz stosowania zrozumiałej dla konia mowy ciała (w czym bardzo pomogły zabawy „na sucho” – bez koni ;)
Szczerze przyznaję, że zajęcia z Kasią w pewnym stopniu zmieniły mój stosunek do PNH (zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że transformacji uległ mój szkoleniowy światopogląd, czy raczej „koniopogląd”), a po powrocie z warsztatów jeszcze przez wiele dni analizowałam notatki  czy behawioralne końskie casusy ;)

A oto relacja foto:

Kasia prowadzi symulacje zabaw 
Podczas warsztatów miałyśmy także indywidualną lekcję ładowania do przyczepy - przez dwie godziny (?) Kasia pracowała z Greatą, która w tym czasie zaprezentowała cały arsenał pomysłów: "Jak nie wejść do środka?, "Jak uciec od pani instruktor z liną między nogami", a także program "Dziki galop po całym padoku". 
Bahamka przeżuła = przemyślała sytuację i pod koniec sesji była nieco mniej skłonna do ucieczek, a lekcję zakończyłyśmy z koniem stojącym w otwartym trailerze. Problem spokojnego stania Greaty podczas zamykania trapu został skierowany przez Organ Zarządzający do ponownego rozpatrzenia - oznacza to, iż wakacyjne karmienie w przyczepie (co robiłam podczas pobytu w Borach) jest jednym rozwiązaniem, bowiem tylko wtedy (po codziennym treningu) Buałana jest w stanie stać w przyczepie dłużej niż minutę, co umożliwia zamknięcie trapu. 
(Gwoli wyjaśnienia: wcześniej pisałam, iż Houston nie odbiera już komunikatu "Trailer problem", lecz stało się inaczej. Po rocznej przerwie w podróżowaniu przyczepą, Greata, owszem, wchodzi do środka, lecz wychodzi natychmiast, gdy próbuję podnieść trap - i jest to zagadka trudniejsza do rozwiązania niż przypuszczałam....
 
Kasia i Greata. Przyglądanie się Bahamie, która pracuje z kimś innym było bardzo interesującym doświadczeniem, pozwoliło mi spojrzeć na zachowanie Bułanej obiektywnie i ocenić postępy. (Ach, pękałam z dumy, gdy Greata wykonywała prośby pani instruktor, co pozwoliło mi stwierdzić, iż jak dotąd w sposób (mniej więcej ;)  prawidłowy używam mowy ciała i stosuję "parellowskie komendy" :)

 O greatingu w wersji showjumping  i Game of Contact już w następnym Niecodzienniku!